piątek, 30 stycznia 2009

Ew. Jana 10

Dziś przed szabatem poszlismy z Ishaku (nigeryjska forma od Izaak) na krótki spacer i zobaczylismy jak pasterz pędzi owce. Zasuwały jak skoczne kozice, ale coś mało było białych, więcej brązowych, w łaty, burych - same jakieś takie oberwańce. Popędziły przodem, a my zawołalismy do pasterza, że chcemy zrobic zdjęcie. Chłopak się ucieszył i zawołał na owce, żeby zaczekały. Pomyślałam, ze chyba nie oczekuje, że go posłuchają. Ale one rzeczywiście stanęły. Potem zawołał do trzech z stojących z brzegu po imieniu, i pokazał gdzie mają przejść, a te... posłusznie przeszły. Cuda nad cudami. Zawsze mi się wydawało, ze owca jest głupia i lezie gdzie chce...

(Ew. Jana 10: 3-4,11 BT) owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, a owce postępują za nim, ponieważ głos jego znają. (...) Ja jestem dobrym pasterzem

I okazało się, że znowu to nie była figura retoryczna ale opis sytuacji. A tylko spójrzcie na zielone niwy z tyłu ;-) kamulce, kamury i skały.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

Ulpan 2

Nasza grupa to 9 osób. Składa się głównie z beztroskiej amerykańskiej młodzieży, którą rodzice posłali do Izraela chcąc w niej wzmocnić tożsamość żydowską. Młodzież przychodzi na zajęcia w niedzielę rano spóźniona o 45 minut, z twarzą ściągniętą zmęczeniem po całonocnych trudach imprez w akademiku. Taki zwykły folklor. Jest zresztą całkiem miła, gdyby nie fakt, że 3 osoby mówią po hebrajsku z ciężkim amerykańskim akcentem z Południa, którego nawet w angielskim za bardzo nie rozumiem. (Jedna z 'Lułyzjeanyy'* na przykład)! I wtedy ku mojej rozpaczy dostaję przemielone i stłamszone samogłoski hebrajskie! Do kolorytu miejscowego dochodzi ciemnowłosa i śniada Arabka o wdzięcznym imieniu Dżihad! A ta miła nauczycielka zwraca się do niej jasnym głosem – Dżihad, co sadzisz o… A ja mam wrażenie, że słyszę świst dzidy w powietrzu Miejmy nadzieję że drugie imię to nie Intifada – ale pewnie reaguję histerycznie.

­Myślałam, że przepisywanie zeszytów skończyło się na wieki w okresie ogólniaka – a tu dopadło mnie znowu! Bazgrzę jak hebrajska kura pazurem, ręce upaprane po łokcie, o doloż moja słowiańska. Te robaczki co mi się rozłażą i złażą bezwładnie na kartce! Przpisuję zadanie domowe w kółko.

*tzn. Luizjany (przyp. tłum)

niedziela, 25 stycznia 2009

Psalm 63

(Dawidowy, gdy był w pustyni judzkiej - czyli tu niedaleko)

Boże! Tyś Bogiem moim, ciebie gorliwie szukam,
Ciebie pragnie dusza moja;
Tęskni do ciebie ciało moje,
Jak ziemia zeschła, spragniona i bezwodna.

Tak wyglądałem ciebie w świątyni,
By ujrzeć moc twoją i chwałę twoją,
Gdyż lepsza jest łaska twoja niż życie.
Wargi moje wysławiać cię będą.
Tak błogosławić cię będę, póki życia mego,
W imieniu twoim podnosić będę ręce moje.

(A to zdjęcie to jest spod drzewka pomarańczowego koło drzwi naszego domu)

sobota, 24 stycznia 2009

"Zeslij deszcz, o Panie spuść swój deszcz..."

Uwielbiam to słońce tutaj, dzieki któremu wstaję codzień o 6 rano i nie kwękam. Ale faktycznie to jest klęska dla tej ziemi. Jesteśmy tu na skraju Pustyni Judzkiej, rozciąga się ona od drugiej strony Jerozolimy i blisko jest do Morza Martwego. Tamto zdjęcie z widokiem na światynię robiłam z uniwersytetu, a oto widok na przeciwną stronę - widać w tle pustynię, góry w Jordanii i zapadlisko, w którym jest najbardziej słone morze świata. Zdjęcia robione są z amfiteatru. I jeszcze zbliżenie na pustynię. (Pustynie tutaj nie są piaszczyste, z palmami i oazami. Są to kamieniste i górzyste pustkowia.)

Zima (choref) to jest czas, gdy powinno padać. Bez tego grozi kleska suszy, jesli ziemia nie dostanie wystarczajaco duzo wody. A odkąd tu jestem padalo tylko raz i do tego w nocy. Ziemia jest spieczona. Mówi się, że rabini modlą się: "Panie, nie słuchaj modlitw turystów i pielgrzymów, gdy proszą o piękną pogodę. Słuchaj NAS!"

Zima to okres, gdy dojrzewają pomarańcze, mandarynki i cytryny. (I są tu niewierygodnie słodkie). Dlaczego teraz? Bo mają wody pod dostatkiem i mogą być soczyste. Oto zdjęcia z ogródków z ulicy powyżej naszej. Cytryny, które wyglądają jak jabłka na dachu. (a jabłka tutaj to przeważnie takie małe psiary) i wiązka cytrusów o kształcie gruszki.Wbrew własnemu interesowi modlę się o deszcz dla Izraela (do czego to doszło...)

piątek, 23 stycznia 2009

Wolna sobota

Mamy wreszcie "wolną sobotę" (czyli czwartek wieczór do piątek wieczór) na późne wstawanie (aż o 7.30), na sprzatanie, powolne odgruzowanie pokoju, domycie się nareszcie itp.

Szabat następuje bardzo gwałtownie, jak wszystko tutaj; ledwie słońce zajdzie za horyzont, od razu zapada ciemność. Nie ma tego naszego długiego okresu przemiany świateł, rozlanego zmierzchu. Tak jak mówi Biblia: Co ma ciemność ze światłością?

Wczoraj miałam pierwszy test. Było trochę stresu, bo a klasie nauczycielka najpierw powiedziała co mamy powtórzyc, a potem wytłumaczyła słowo test - bhina, z gardłowym h. Jak można się spodziewać, nie załapałam, co mamy powtórzyć, nie znając słowa test, więc przygotowania robiłam w ciemno. Ale okazał sie łatwy!!!
Nauczyciele tu są naprawde dobrzy. Nie ma nic gorszego jak uczyć języka nauczyciela języka, bo ten zamiast się uczyć to irytuje się z powodu metod, czy raczej ich braku. Zauwazcie, ze nigdy nie narzekam na jakość nauczycieli, tylko tempo. W ciągu ostatnich lat mieli to 2 miliony emigrantów, więc naprawde opracowali metodykę uczenia. Ich książki są rewelacyjne.

Od wczoraj mówimy: naprawdę człowiek czeka tu na szabat, żeby w końcu nic nie robić. Naprawdę nie przeszkadzałyby mi te wszystkie nakazy i zakazy, tak jestem umęczona pierwszym tygodniem w Ziemii Świętej :-)

"O szabacie, królowo nasza, szabacie, moja ukochana..."

środa, 21 stycznia 2009

Do kochanych czytelników bloga

Jak donoszą źródła, dziwny fakt, że nikt do mnie nie pisze emaili, wynika z tego, że sama dostarczam wszelkich informacji na bieżąco. Czuję, że sama się robię w (zapomniane) bambuko.

Wobec owego stanu rzeczy (oraz faktu, że nawalili nam tyle pracy domowej) BLOG DZIŚ STRAJKUJE!

... a miałabym Wam tyle fajnego do opowiedzenia...

wtorek, 20 stycznia 2009

Język nowohebrajski czyli iwrit

W końcu wszyscy którzy tu w tym programie są, znają niby hebrajski biblijny. Ale:
1. Hebrajski współczesny pisany jest (oczywiście) od tyłu i kompletnie bez samogłosek czyli ksłgms zb ntlpmk. W Biblii samogłoski są dopisane jako system kropek i kresek nad, obok i pod literą. To jest tzw. wersja masorecka.
2. Na lekcjach pisze się kursywą, która może pochodziła kiedyś od pisanych liter, ale od tego czasu nawet rzeki już zmieniły bieg.
3. Trzeba nim mówić! a nie czytać i tłumaczyć.
4. Słowa dotyczą spraw współczesnych jak przemysł, lody, szczoteczka do zębów itp., a nie grzech, król, ofiara przebłagalna, łaska… Dawny tron to dziś krzesło, kielich ofiarny stał się nędzną szklanką, tylko wino bez zmian czyli nmz zb.
--------------------------------------------------------------------------------
Tak więc mamy język, którego słów nie znamy, bo nawet te znane mają inne znaczenie. A jak już są w tekście, to na odwyrtkę, w formie skąpej i odchudzonej od samogłosek i do tego bazgrołami, które bardziej na arabski patrzą. Czyli jak nie znasz słów, to i tak się nie dowiesz co to znaczy, bo trzeba znać słowo, żeby je przeczytać. Ale to jest prosty język :-) ‘safa kala’ (podaję Wam z samogłoskami i po ludzku)

Ani ohewet iwrit! Kocham hebrajski! (a fakt, że każda lekcja trwa tu 120 minut, to tylko mała niedogodność).

Ulpan1

Naszym głównym tematem jęków, modlitw i rozmów jest w tym momencie język nowohebrajski. Jesteśmy przez pierwsze tygodnie cały czas w ulpanie (to nazwa szkół języka hebrajskiego), i to jest wstępny kurs dla wszystkich mających studiować na HU. Pierwsze dni to szaleńcze poszukiwanie odpowiedniego dla siebie poziomu, masowego przenoszenia się w górę i w dół w skali trudności. Muhcio (jak go pieszczotliwie nazywam) - nasz krasnal Hałabała z pokolenia Dżingis chana dzisiaj podjął krok wiary i przeniósł się do wyższej grupy Alef. Głównie, żeby być z resztą wesołej gromadki. Natomiast ja obniżyłam loty i jestem w grupie, w której co prawda wszystko rozumiem, ale przynajmniej mogę ćwiczyć mówienie. Fin Mika poprosił niebacznie o przeniesienie do Gimel, i teraz cierpi jak wszyscy pozostali z powodu szaleńczego bombardowania wiedzą, której nie da się ogarnąć.

Oglądamy tu w ulpanie uniwersyteckim Żydów, którzy przyjechali do Izraela z różnych części świata - przesiedleńców z Rosji, bogate dzieci amerykańskie, ale też skośnookich i czarnych etiopskich. Zaczynam powoli się przyzwyczajać, że większość ludzi wygląda jakby okrutnie wymalowali oczy tuszem; zarówno kobiety jak i mężczyźni (trochę jak nasi górnicy wysmarowani pyłem węglowym).

Święte miasto widzę tylko z góry, z uniwersytetu. Uprzedzali, że cały czas w pierwszym miesiącu pochłonie nam ulpan. Ale może uda mi się przynajmniej pójść na Górę Oliwną w tym tygodniu - znalazłam wyjście z tego labiryntu i drogę górą.


A ponieważ mnie proszono o moje własne zdjęcie, a nie tylko tego co widzę - oto ja koło potwora

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Wolniej!

Potrzebuję powolnego zanurzania się w tej kulturze. Ale tu nie ma czegoś takiego. Od razu rzucają w ciebie wszystkim (taka tradycją: raz kamieniują, raz gramatykują...) . Niektórzy tłumaczą to tym, że ci Żydzi którzy byli mili, powolni i zrelaksowani albo od razu wyginęli w czystkach rasowych róznego rodzaju albo zostali na swoich miłych wygrzanych miejscach w miłych bezpiecznych krajach. A Izraelowi dostali sie wszyscy neurotycy i narwańcy.

Moja pierwsza lekcja iwrit to była tragedia. Zmilczę jednak na ten temat, bo jeszcze głowa mnie boli.
widok z okna na inna stronę Jerozolimy. Na horyzoncie góry w Jordanii
Cały uniwersytet jest zbudowany na górze. Piętro 3 na uniwersytecie to jest to podstawowe. Dopiero tam jest równo. Poza tym pozostałe budynki są również na rozmaitych poziomach tego wzgórza, stąd można się nieźle nasapać jedynie przechodząc z budynku do budynku. Przypomina mi się fragment z Pieśni nad Pieśniami, jak to ukochany biegnie do ukochanej jak młody jelonek czy tam gazela, przeskakując po pagórkach. Nic dziwnego, trzeba mieć tu rzeczywiście nogi kozicy górskiej żeby nie dojść do ukochanej zasapanym, czerwonym i spoconym. Gdzie te łąki zielone, gdzie to „na zielonych niwach pasie mnie”? Ponoć pewien pisarz w zeszłym stuleciu opisał specjalny rodzaj kóz palestyńskich, które żywią się kamieniami, bo tak to wygląda, gdy w lecie ta niewielka ilość habręzi wysycha i zwierzęta z nosem w skałach wygrzebują zeschnięte resztki.
Wracając na uniwersytet – udało mi się wyszarpać z rąk administracji to straszliwe zdjęcie paszportowe, które mi zrobiono i podmienić na znośniejsze. O tym jak było złe (wbrew litościwym zapewnieniom wszystkich mi życzliwych) świadczy to, że gdy nasz tutor Brian wziął je do ręki, powiedział do Sue (Chinki): „O, zmieniłaś fryzurę!” Tak, ta moja szeroka azjatycka twarz, malutki nosek i oczy w szparki… Proszę więcej mi tak nie kłamać z miłości!

niedziela, 18 stycznia 2009

Pierwszy raz na Uniwersytecie Hebrajskim

Ci, którzy mi zazdroszczą pobytu w Jerozolimie, już nie muszą. Trzeba wstawać przed szóstą, bo zajęcia są od świtku, a Uniwersytet Hebrajski (w skrócie HU) ma metodę uczenia polegającą na wrzucaniu tyle materiału ile to mozliwe, a jesli zapamietasz i opanujesz połowę, to sukces. Ale frustracja! Jutro dopiero mam pierwsze zajęcia bo jestem w grupie o stopień wyższej (Bet). Ale za to 6 godzin od razu!!
Uniwersytet mieści się na Górze Skopus zaraz obok Góry Oliwnej. Piękny widok stąd - na całą Jerozolimę. Oto mój pierwszy ogląd centrum wraz ze miesjcem świątynnym.


"Góry otaczają święte miasto Jeruzalem" - dosłownie, wokół są wysokie skaliste wzgórza, że jedzie się ciągle w kółko i w kółko, omijając kolejne wzniesienia.

Ale sam HU to labirynt, w którym trudno się połapać, no i wszędzie kontrole, na wypadek zamachów bombowych: wchodząc do kafeterii, biblioteki, w ogóle wchodząc na teren uniwersytetu.

sobota, 17 stycznia 2009

Spacer po okolicy

Spacer w dzień wolny. Oto jak wygląda okolica wokół nas. Mieszkamy na przedmiesciu Jerozolimy zwanym Mevasseret Zion. (Później wyjasnię skąd taka nazwa. ) na wzgórzach. Te białe budynki na horyzoncie to nasze przedmiescie, a centrum Jerozolimy dokładnie za tym.



















Wokół sa wspaniałe szlaki turystyczne, głównie po skałach, kamurach, wsród suchej roślinności, bo taka jest ta część Ziemi Obiecanej. I łażą tu pasterze z owcami. Każda przyzwoita owca europejska z oburzeniem odmówiłaby jedzenia takich jak tu habręzi i zażądała uczciwej strawy.

Ziemia kamienista, czerwonawa, pełno skał i tarasów skalnych. Podobnio jeśli ją nawodnić to całkiem żyzna.















Za to rośnie naturalna roslinność jak w skalnikach, fiołki zwane u nas alpejskimi, drzewa figowe, granaty, dzikie oliwki...

Znalazłam tez kwitnące drzewa migdałowe! Wraz z migdałami jeszcze nie zebranymi.

































I skierował Pan następujące słowa do mnie: Co widzisz, Jeremiaszu? Odrzekłem: Widzę gałązkę drzewa migdałowego ("czuwającego"). Pan zaś rzekł do mnie: Dobrze widzisz, bo czuwam nad moim słowem, by je wypełnić. Jer 1, 11-12

Pierwszy szabas

Piatek wieczór w Izraelu wszystko staje w miejscu. Wszelkie połączenia autobusowe i kolejowe zamierają az do zachodu słońca w sobotę. W naszym domu oczywiscie też jemy razem posiłek szabasowy - świece, błogosławieństwa pokarmów, wino i łamanie chleba, śpiewy hebrajskie.
Dla wiekszości z nas jest to pierwsza próba używania języka hebrajskiego potocznie: Czytanie po hebrajsku opowiesci o tym, jak Bóg ustanowił dzień odpoczynku - szabat.

"Baruch ata Adonaj Elohejnu, melech ha olam, borei peri ha gafen"
Błogosławionyś Ty Panie Boże, królu świata, uczynicielu owocu winnego.
Kilometr stąd jest stara osada jeszcze z czasów rzymskich, gdzie Jezus pomodlił się tą modlitwą wieczorem, razem z dwoma smutnymi uczniami, a ci przejrzeli. Osada ta nazywa się Emmaus.

Sobota rano. Kościół.
Kościół jest w centrum Jerozolimy, i jest międzynarodowy z różnymi hebrajskimi wtrętami. Np. czytanie po hebrajsku fragmentu danego na ten dzień. Lektor czyta a reszta powtarza. Jesteśmy niby w programie dla tłumaczy Biblii hebrajskiej, a to zadanie nas nieco przerasta. Gdyby to było w księdze, do odczytania, to jeszcze by się dało, ale tak! Z marszu!
Później recytacja po hebrajsku wyznania : słuchaj Izraelu Pan jest Bogiem... (Powt 6, 4-9). Pierwsze zdania sobie radzę, ale jak dochodzi do fragmentu "bedziesz tego nauczał a drodze itp." gubię się. Patrzę na stojacego obok mnie wysokiego Afrykańczyka Ishaku i na szczęście również widzę popłoch w jego oczach :-)

piątek, 16 stycznia 2009

Jestem!

Jestem w kraju dojrzewajacych pomarańczy. Jak wychodzę z domu, przed drzwiami rośnie taka jedna - karłowata z dziwnymi zielono-pomarańczowymi nieforemnymi owocami. (Mój tata zacytowałby w tej chwili swych ulubionych romantyków - znaszli ten kraj, gdzie cytryna dojrzewa...)

Izrael powitał mnie ostrym słońcem w twarz: 23 stopnie w Tel Avivie. Ale tu w głębi kraju nieco chłodniej. Na lotnisku cud - żadnych pytań, żadnego przetrząsania bagazży, podejrzewania o działalność szpiegowską - ten kraj na psy schodzi :-)

W kraju spokój, nikt nie zgadłby, że coś się dzieje. A to co się istotnie dzieje, wbrew pozorom rozgrywa się tylko na wąziutkim skrawku nad morzem, w strefie Gazy, i nie w autonomii palestyńskiej!!! Zwykle myli się te dwie strefy. Właśnie dostałam zaproszenie z facebooka na stronę pt. 1 Million People for PEACE IN PALESTINE. A w Palestynie panuje spokój i nie ma Hamasu przy władzy. Zresztą tam w Gazie też juz cicho.

Za oknem dziwna sucha roślinność, ogromne kolczaste potwory, jak z oranżerii, oraz takie wysokie trzciniaste. Nie poczuję, że przyjechałam do obcego kraju zanim nie wyjdę z domu, nie dotknę tych skał, w które wkute są te białe domki, nie wezmę do ręki skórzastych liści oliwki. I wszędzie palmy - nierealny świat. Więc pierwsza rzecz po kawusi porannej - spacer.

Jestem w domu dla tłumaczy Biblii, jest tu bardzo miła atmosfera - mieszkam z fajną kanadyjsko - skosnoooką dziewczyną.

W niedzielę zaczynamy zajęcia na uniwersytecie. W sobotę kościół.

niedziela, 11 stycznia 2009

Jadę między bomby?

„III wojna światowa była blisko! Izrael chciał zaatakować Iran.” „Hamas: Operacja Izraela to holokaust”. „Zapędzili 110 cywilów do domu i go zbombardowali”. „Odwetowe uderzenie na Liban - Izrael walczy na drugim froncie”

To doniesienia z naszej prasy z zeszłego tygodnia. Przed wyjazdem wszyscy pytali czy się nie boję, uprzedzali o niebezpieczeństwie. Miało się wrażenie, że tu niemal bomby nad głowami lataja.

Nie bronię tej "operacji wojskowej". Nie watpię także, że dla tego, kto mieszka na owym skrawku terenu sytuacja jest groźna. Jednak histeryczne w tonie relacje, błędne informacje, takie jak te o ataku Libanu, które potem ukradkiem znikają, a nie są prostowane (poza ogólnikowymi wzmiankami o pogłoskach), dają mylne wyobrażenie, co do sytuacji w tym kraju . Tu jest normalnie.

Spokojnie, cicho, niemal sielankowo. Pięknie.