środa, 8 lipca 2009

most z przeszlosci do teraz

14 czerwca 2009 w moim miasteczku Brzostku odbyła się wzruszająca uroczystość – rekonsekracji cmentarza żydowskiego.



W czasach mijego dziecinstwa wraz z innymi dzieciakami biegało się wszędzie, po różnych niebezpiecznych miejscach, wspinało się nad rzeką na skałki, bawiło się w starej zrujnowanej cegielni. Odkrywałam wtedy zakątki, które znajdują tylko dzieci. Ale nigdy nie słyszałam o żadnych żydowskich pozostałościach – ani w szkole, ani między nami nie padło słowo o tych czasach. Ten okres został wytarty ze zbiorowej pamięci i przemilczany. Czy to z powodów politycznych wówczas, czy to wciąż z powodu szoku – nie wiem. Po latach dowiedziałam się, że te budynki, które tak mi się podobały mają właśnie cechy żydowskiej architektury. Zobaczyłam spis mieszkańców wyznania mojżeszowego – ponad 500 osób. Ogromna większość zginęła rozstrzelana w pobliskich lasach lub zesłana do obozu zagłady w Bełżcu.



Jestem w Jerozolimie, która jest odległym egzotycznym światem i słysze o odnowieniu kirkutu w Brzostku, widze zdjęcia. Udało się odzyskać ponad czterdzieści macew, tkwiły gdzieś użyte do celów gospodarczych…


Odkrywanie innych pokładów mojego świata, który znałam tak dobrze jest odświeżające. Zdjęcia cmentarza, modlitwy kidusz, grania na szofarze, modlitwy przy miejscu pamięci – nagle ten mój świat tutaj sprzągł się ze światem dzieciństwa, tego z Brzostku. Ogromne wzruszenie.
Błogosławiony bądź Ty, Panie Boże, Królu Wszechświata, który odnawiasz to, co przeminęło…



wtorek, 7 lipca 2009

Wszyscy bogowie Egiptu i Mojżesz

Jerozolima, Monachium, Rzym, Monachium – rozstania, spotkania, rozstania, powrót do swoich… Przyleciałam do Monachium do kochanej rodzinki, pojechałam do Rzymu (na konferencję Society of Biblical Literature, która miała miejsce w Pontyfikalnym Instytucie Biblijnym), wróciłam do Monachium.




Tego samego dnia wybraliśmy się na wystawę pt. Tutenchamon. Można obejrzeć repliki wszystkiego co zobaczył archeolog Carter, gdy odkopał grób młodego faraona - jedyny mało obrabowany grób. Chociaż rabusie i tak się zakradli, chociaż Tutenchamon z racji skandalu wokół swego ojca reformatora religijnego/heretyka faraona Echnatona liczyć jedynie na bardzo skromny pochówek, bogactwo skarbów poraża. Nie przeszkadza mi, że to tylko genialnie wykonane repliki: oglądam wszystkich bogów Egiptu, wyrafinowane wzory, przepych złota i kamieni szlachetnych. Porównuje w myślach do wszystkiego, co oglądałam w Izraelu.






Izraelici musieli być pod wielkim wpływem sztuki, kultury i religii Egiptu – jakżeby inaczej? Byli wtedy jedynie pasterskim ludem, który nie wykształcił własnej odrębnej kultury, a zamieszkawszy w wyższym kulturowo Egipcie nie mógł nie podziwiać wielkich osiągnięć cywilizacyjnych imperium nad Nilem. Mojżesz sam wychował się i wykształcił na dworze faraona, przebywał tam do 40-stki. Całkowite odcięcie od religii i kultury Egiptu musiało go kosztować wiele trudu.





Pamiętam, że przybytek sporządzony dla Boga na pustyni przypominał podobne znalezione u Midianitów. Wtedy oglądając to, byłam nieco zdezorientowana, dlaczego Mojżesz wziął wzór od jakichś pogańskich ludów. Teraz powoli dociera do mnie, ze starał się uniknąć wszelkiego podobieństwa od kultury egipskiej. Wolał wzorować się na tym co widział u innych nomadów, u swojego teścia Jetro – kapłana midianickiego.


model przybytku

Patrząc na wyrafinowaną sztukę egipską zaczynam rozumieć, że całkowity zakaz sporządzania obrazów i figurek dla Izraelitów był prostą koniecznością. W Egipcie czczono wszystko, co widziało oko – wszystko było przejawem jakiegoś bóstwa: skorpiony, wężem, skarabeusze, ibisy, sępy…




Trudno wyobrazić sobie jak to jest uczyć ludu monoteizmu, gdy jest się otoczonym falami pogańskiego politeizmu. Gdy czytamy Stary Testament niejednokrotnie oburzają nas praktyki Izraelitów i nawet pewne decyzje Mojżesza. Nie wiemy jednak, jak bardzo były rewolucyjne na tle ówczesnego świata, nie widzimy jakimi trudnymi metodami Bóg uczył Izrael, że jest tylko jeden Bóg dobry i mocny, a inne siły- te demoniczne są stworzone i od niego słabsze. Dla nas jest oczywiste, ze Bóg i stwórca jest jeden, natomiast głupotą jest czczenie bożków. Parę tysiącleci wstecz nic nie było oczywiste: najsilniejsze i najbardziej rozwinięte imperium świata szerzyło wiarę w boga-sępa, boga-szakala itp. Bóg Jahwe objawiał się jakiemuś zakurzonemu Beduinowi - Abrahamowi, gdzieś w Mezopotamii i kazał mu wędrować na kraniec ówczesnego świata!

Przejście przez Morze Śródziemne – czyli odprawa w Tel Awiwie

Lotnisko w Tell Awiwie 3 godziny przed odlotem: Charles z Togo i ja jako pierwsi wyjeżdżamy z Jerozolimy, żegnani łzawo przez całą grupę. Ciężko odjechać po tym jak się pokochało ten kraj, Home for Bible Translators i współtowarzyszy doli i niedoli. Wszyscy przyjechali z nami by nas odprowadzić.


moi u´lubieni afrykanscy bracia - Ishaku i Charles
A na lotnisku już ustawiając się w kolejkę do odprawy wpadamy w ręce służb izraelskich. Nie wolno robić zdjęć. Zostajemy przepytani i wylegitymowani, okazujemy bilety, legitymacje z Uniwersytetu Hebrajskiego, paszporty i to nie tylko my, ale i nasi koledzy oraz administracja HBT, która nas tu odwozi. Grupa nieco podejrzana: Fin, Polka, Nigeryjczyk, Izraelka, Amerykanin, Azjata i kolega z Togo. Na pytanie kim jesteśmy dla siebie odpowiadamy chórem: Rodzina!

Rodzina :-)
Następnie oddzielają mnie od grupy i zostaję uraczona serią pytań. Pierwsze : czy mam w walizce jakieś pociski, broń palną lub inną - już tylko nieco mną wstrząsa. Rzeczywiście nie przyszło mi do głowy wziąć ze sobą pociski… bardziej się martwiłam czy książki nie obciążą mi walizek nadmiernie, ale w sumie mogłam też zapakować armatę :-)

Pierwsze przepuszczanie wszystkiego przez maszyny skanujące. Czuję się znów jak w ambasadzie izraelskiej 8 miesięcy temu, tylko miny obsługa ma bardziej zrelaksowane. Pozwalają mojemu przyłatanemu bratu z Nigerii oraz Amerykaninowi - mojemu nauczycielowi pomóc mi z bagażem. Ale to wzbudza kolejną serię pytań. Trzeba wpakowywać walizki gdzieś na ladę, otwierać, odstąpić, potem znowu prześwietlają, obwąchują, sprawdzają wykrywaczem metalu każdy kawałek w jednej walizce, drugiej podręcznej, w torbie, czym w komputerze niemal czyszczą mi na błysk ekran i podwozie. Wykrywaczem metalu sprawdzają ozdobną świeczkę! aparat fotograficzny, buty, Biblię po hebrajsku i sto innych rzeczy. Wypakowują wszystko, każdy kawałek metalu, kabla, przewodu i elektryczności jest wydobyty i przesłuchiwany na wypadek terroryzmu. Wypuszczają mnie w końcu, ale przy ladzie kawałek dalej Afrykańczyk Charles ma trudniej. Ciasno zapakowany bagaż jest rozwleczony wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu zabłąkanej maszynki do golenia.

Następnie udaje się nam oddać bagaż na odprawie biletowej i wydaje się, ze wszytko będzie już z górki. Żegnamy się z naszymi i przechodzimy do kolejnej przeprawy z kontrolą osobistą. A tu: znów ten sam ceremoniał! Bagaż przechodzi po raz trzeci przez skan, a potem my przez bramkę i tu kolejne rozpakowanie bagażu podręcznego, znów każdy kawałek walizki i torby jest skrupulatnie sprawdzony, każda rzecz obejrzana, przejechana wykrywaczem metalu, komputer sprawdzany po raz kolejny, aparat fotograficzny podobnie, znów pytania skąd znam czarnego kolegę Charlesa, z którym wymieniam uwagi w trakcie, co robiłam w Izraelu, gdzie studiowałam, dlaczego tutaj…
Obok mnie zupełnie nienękany przechodzi brodaty i pejsiasty rabin, który w objęciach trzyma ogromny zwój Tory, mogący rzeczywiście pomieścić ze 3 pociski. Rozmiarem Tora nie pasuje do wymiarów bagażu podręcznego; gwałci wszelkie normy bezpieczeństwa. Ech słodki Izraelu…

W Monachium wczesnym rankiem wita mnie deszcz siekący w twarz.