Upał 35 stopni, po plecach spływa pot, duszno. Piję dużo wody, tak jak nauczyłam się tego na pustyni. Jestem szczęśliwa i rześka, opita słońcem i światłem. Brak mi tylko tych mocnych i jaskrawych kolorów bo to … Polska!
Na ulicach wciąż odruchowo szukam Żydów, odwracam wzrok za każdym ciemnym garniturem, ale to tylko biznesmeni a nie brodaci ortodoksi. Śmieszni gołogłowi mężczyźni, jednolite europejskie twarze. Policja i żołnierze jeśli już są, to bez broni. Śmieszna u mężczyzn stylizacja w ubiorze - ułożone na żelu jasnobrązowe włosy, bejsbolówki podobierane do T-shirtów i spodni. Po sportowych luznych lub ortodoksyjnych wschodnich ubiorach rzucają się mi w oczy obcisłe i przeraźliwie krótkie mini, za dużo makijażu i np w stylu podbitych lub rozmazanych po całonocnej imprezie oczu u dziewczyn. Tak opisuję polską ulicę teraz, dopóki nie utracę bliskowschodniego spojrzenia na nasz kraj. Tak oni nas widzą.
Mało interakcji między obcymi w sklepach i na ulicach; mało zróżnicowania etnicznego i brak rojnych kolorowych targów. Nie te owoce i nikt sie nie chce targować. Moje odruchowe: "a jeśli wezmę to to czy dostane taniej..." wywołuje popłoch w oczach u sprzedawców.
Napawam się tym obcym oglądem własnego kraju, wiem że to przywilej który szybko przeminie. Szok kulturowy w stosunku do własnego kraju to niezbędny etap powrotu.
Jest niełatwo. Tęsknię.
Wielbłąd się pasie na blokowisku na rogatkach Jerozolimy
Poki co, w dlaszym ciagu mnóstwo do opisania zostało. Będę kontynuować ten blog, chociaz mniej regularnie.
w izraelskiej starej winnicy
wspomnienia z lekcji z mapami geografii historycznej
poniedziałek, 3 sierpnia 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Opisujesz Krakow?
OdpowiedzUsuń