wtorek, 7 lipca 2009

Przejście przez Morze Śródziemne – czyli odprawa w Tel Awiwie

Lotnisko w Tell Awiwie 3 godziny przed odlotem: Charles z Togo i ja jako pierwsi wyjeżdżamy z Jerozolimy, żegnani łzawo przez całą grupę. Ciężko odjechać po tym jak się pokochało ten kraj, Home for Bible Translators i współtowarzyszy doli i niedoli. Wszyscy przyjechali z nami by nas odprowadzić.


moi u´lubieni afrykanscy bracia - Ishaku i Charles
A na lotnisku już ustawiając się w kolejkę do odprawy wpadamy w ręce służb izraelskich. Nie wolno robić zdjęć. Zostajemy przepytani i wylegitymowani, okazujemy bilety, legitymacje z Uniwersytetu Hebrajskiego, paszporty i to nie tylko my, ale i nasi koledzy oraz administracja HBT, która nas tu odwozi. Grupa nieco podejrzana: Fin, Polka, Nigeryjczyk, Izraelka, Amerykanin, Azjata i kolega z Togo. Na pytanie kim jesteśmy dla siebie odpowiadamy chórem: Rodzina!

Rodzina :-)
Następnie oddzielają mnie od grupy i zostaję uraczona serią pytań. Pierwsze : czy mam w walizce jakieś pociski, broń palną lub inną - już tylko nieco mną wstrząsa. Rzeczywiście nie przyszło mi do głowy wziąć ze sobą pociski… bardziej się martwiłam czy książki nie obciążą mi walizek nadmiernie, ale w sumie mogłam też zapakować armatę :-)

Pierwsze przepuszczanie wszystkiego przez maszyny skanujące. Czuję się znów jak w ambasadzie izraelskiej 8 miesięcy temu, tylko miny obsługa ma bardziej zrelaksowane. Pozwalają mojemu przyłatanemu bratu z Nigerii oraz Amerykaninowi - mojemu nauczycielowi pomóc mi z bagażem. Ale to wzbudza kolejną serię pytań. Trzeba wpakowywać walizki gdzieś na ladę, otwierać, odstąpić, potem znowu prześwietlają, obwąchują, sprawdzają wykrywaczem metalu każdy kawałek w jednej walizce, drugiej podręcznej, w torbie, czym w komputerze niemal czyszczą mi na błysk ekran i podwozie. Wykrywaczem metalu sprawdzają ozdobną świeczkę! aparat fotograficzny, buty, Biblię po hebrajsku i sto innych rzeczy. Wypakowują wszystko, każdy kawałek metalu, kabla, przewodu i elektryczności jest wydobyty i przesłuchiwany na wypadek terroryzmu. Wypuszczają mnie w końcu, ale przy ladzie kawałek dalej Afrykańczyk Charles ma trudniej. Ciasno zapakowany bagaż jest rozwleczony wzdłuż i wszerz w poszukiwaniu zabłąkanej maszynki do golenia.

Następnie udaje się nam oddać bagaż na odprawie biletowej i wydaje się, ze wszytko będzie już z górki. Żegnamy się z naszymi i przechodzimy do kolejnej przeprawy z kontrolą osobistą. A tu: znów ten sam ceremoniał! Bagaż przechodzi po raz trzeci przez skan, a potem my przez bramkę i tu kolejne rozpakowanie bagażu podręcznego, znów każdy kawałek walizki i torby jest skrupulatnie sprawdzony, każda rzecz obejrzana, przejechana wykrywaczem metalu, komputer sprawdzany po raz kolejny, aparat fotograficzny podobnie, znów pytania skąd znam czarnego kolegę Charlesa, z którym wymieniam uwagi w trakcie, co robiłam w Izraelu, gdzie studiowałam, dlaczego tutaj…
Obok mnie zupełnie nienękany przechodzi brodaty i pejsiasty rabin, który w objęciach trzyma ogromny zwój Tory, mogący rzeczywiście pomieścić ze 3 pociski. Rozmiarem Tora nie pasuje do wymiarów bagażu podręcznego; gwałci wszelkie normy bezpieczeństwa. Ech słodki Izraelu…

W Monachium wczesnym rankiem wita mnie deszcz siekący w twarz.

1 komentarz:

  1. hello!,I really like your writing so much! share we be in contact more approximately
    your post on AOL? I need an expert in this space to solve my problem.
    May be that is you! Looking ahead to peer you.



    My blog post: cardapio para emagrecer

    OdpowiedzUsuń