wtorek, 21 kwietnia 2009

Galilea dzień drugi

Oto Galilea na mapie, wiekszość terenu przynajmniej. Zjezdzilismy ja całą, i dalej aż po podnoze góry Hermon, na granicy libańsko - syryjskiej i Dan, których juz na tej mapie nie ma.



Gdzie spaliśmy?

Wyobraźcie sobie cichy domek obrośnięty różami i różnymi śródziemnomorskimi chaszczami z werandą prosto nad Jeziorem Galilejskim… Od nas do wody stromy stok opadający i sady z oliwkami do samego dołu… Tu mieszkaliśmy, i tak się budziłam rano siedząc z kawą na werandzie i patrząc jak słońce wstaje nad wodą… lub przesiadywałam wieczorem lub w nocy patrząc na światła na brzegu, na wysokie wzgórza Gileadu i Baszanu (w Jordanii teraz). Bajka!

Drugi dzień zaczyna się od wyprawy do Kany Galilejskiej, gdzie w różnych sklepikach oferują wino klasztorne, próbując można się nieźle ‘wczuć w klimat’. Weszłam do jednego w którym szalenie miły sprzedawca wiedząc, że mnie nie stać na drogie zakupy, dał mi do degustacji bardzo dobre i drogie wino z granatów! Lekko goryczkowate, o ślicznym kolorze.

Następne przystanki to ‘Nazareth Village’ park tematyczny w Nazarecie, który pokazuje jak wyglądało życie w owych czasach.


(główny wspólpracownik człowieka - osiołek)


(to jest kamienista gleba)


(pasterstwo)


(synagoga)

(zwój Tory)
Potem podróż na północ, do Dan, jednego z najstarszych miejsc biblijnych. Jest on pod górą Hermon, niemal na granicy z Syrią. Tą bramą prawie na pewno przechodził Abraham, kiedy przywędrował z Haranu do ziemi Kanaan. To było na szlaku z Mezopotamii, przez Aram (Syrię).

Potem jeszcze wyżej do źródeł rzeki Jordan, który wypływa spod Hermonu, do Cezarei Filipowej, tam gdzie Jesus pytał – za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego, a wy za kogo mnie uważacie? Było to w miejscu, które było centrum różnych greko-rzymskich kultów – dotąd można oglądać posągi i miejsca kultu.



( Zródła Jordanu to ten strumień wypływający spod Hermonu, zasilany wodą z topniejącego śniegu. To jedyne miejsce w Izraelu gdzie leży snieg)



I ostatni przystanek to wyprawa na wzgórza Golan. Wysoko, chłodno, jesteśmy na stokach pasma Hermon. Jadąc w górę oglądamy sady owocowe, ale i wciąż zaminowane parowy i zagajniki z okresu wojny z Syrią 20 lat temu. A za drutami kolczastymi, na tych zaminowanych stokach – krowy bohaterki, albo samobójczynie się pasą!
Dojeżdżamy wreszcie na górę, do miejsca z którego dzieliło nas jedynie pół godziny od stolicy Syrii - Damaszku. Pniemy się drogą wśród bunkrów, smagani wiatrem, we mgle i w chmurach do kawiarnią nazwanej żartobliwie Coffee Anan, od byłego sekretarza generalnego ONZ oraz od hebrajskiego słowa chmura – anan.



Gęsta mgła to cofa się to przelewa przez zbocza, z góry patrzę na miejsce stacjonowania polskiego kontyngentu i wracam zziębnięta na kawę wśród chmur

WIECZÓR
Jemy rybę św. Piotra w restauracji nad Jeziorem Galilejskim. Sielanka…


1 komentarz:

  1. sielanka... my tez przyjezdzamy, nocleg w domu ormianskim prawie zaklepany, nie moglem sie dodzwonic, bylismy na weekend w Rzymie (i w Asyzu, widok tuniki i plaszcza sw. Klary i sw. Franciszka...)

    OdpowiedzUsuń